poniedziałek, 13 września 2010

Gdzie i co jadać na mieście

Ludzie, którzy nie gotują sobie jedzenia nacodzień też muszą coś jeść (głównie z powodu, żeby z głodu nie umrzeć). Szczerze mówiąc ja należę do osób, które właśnie tak robią. Nie chodzi o to, że nie umiem, bo umiem, tylko kwestia jest taka, że mi sie nie chce gotować codziennie i to dla jednej osoby. Czasem sobię coś zrobię, ugotuję ziemniaczki czy jaja usmażę, ale to głównie wtedy, kiedy w mieszkaniu jestem sam. Jednak zazwyczaj jadam w barach. A jakich? Tu gdzie mieszkam zawsze szukam barów mlecznych, które charakteryzują się tym, że jedzenie jest w miarę tanie, ale najważniejsze: gdzie jest domowa polska kuchnia. W mieście, w którym mieszkam aktualnie, jest ich sporo, z normalnych względów korzystam tylko z kilku (nie jeżdżę na drugi koniec miasta tylko po to żeby zjeść zupę). Najbliżej położone bary oferują całkiem atrakcyjne warunki. Dla osoby, która liczy każdy grosz obiad w restauracji, który najmniej kosztuje 12 zł to spory wydatek, tymbardziej, że jeść trzeba codziennie. W barze mlecznym najadam się już za 4 zł. Za około taką kwotę mogę (w różnych barach) dostać: zestaw ziemniaki + kotlet mielony + surówka = 4 zł, ziemniaki + sos myśliwski + surówka 4,20 zł, pierogi ruskie 3,20 zł, zupę 1,50 zł, naleśniki z serem lub marmoladą = 2,40 zł. Jak widać wachlarz jest spory. Takie bogatsze zestawy, np. z kotletem schabowym zaczynają się od 6 zł w górę. Należy też dodać, że każdy bar mleczny ma swoje wady i zalety - tańsze i droższe zestawy. Np. w jednym mogą być tanie pierogi, ale z kolei schabowy będzie drogi; w innym mielony jest drogi, ale np. fasolka po bretońsku jest tania. Należy więc decydować przed udaniem się do baru na co mamy ochotę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz